Tę noc spędziliśmy nad wodą, na playa Ligui. Jadąc na południe od Loreto trzeba skręcić w lewo, w miejscu gdzie stoi znak Marina Parque Nal. Rano, po śniadaniu kontynuowaliśmy podróż na południe. Mijając miejscowość Ciudad Constitución, opuściliśmy asfalt wjeżdżając ponownie w pustynię. Podczas naszej podróży, temperatura powietrza była z dnia na dzień coraz wyższa. Tego dnia po południu, osiągnęła 35ºC. Po 2,5 godzinnych zmaganiach z kurzem i upałem, zauważyliśmy w oddali San Luis Gonzaga. Była to maleńka wioska w pustynnej oazie. Osada sięga swymi korzeniami do hiszpańskiej visita czyli stacji misyjnej założonej tu w 1740 roku. Gdy w roku w 1768, korona hiszpańska wydaliła jezuitów z Kalifornii Dolnej, misja ta nie została przekazana franciszkanom, tak jak we wszystkich innych tego typu miejscach w półwyspie. Było tu inaczej, gdyż lokalny sędzia zmienił prawa własności ziemi i Misión San Luis Gonzaga Chiriyaqui wraz z otaczającymi ją gruntami przekazana została miejscowemu ranczerowi. Przez wiele lat misja ta była po prostu prywatnym rodzinnym kościołem. Dzięki temu zachowała ona swój pierwotny charakter. Malutka świątynia posiada zwykłą elewację i proste wnętrze z białymi ścianami i kamienną podłogę. Nie ma tam zdonionego ołtarza, nie wspominając już o innych ozdobach.
W bliskim sąsiedztwie kościoła, znajdowały się ruiny dwóch starych domów w typowym hiszpańskim stylu kolonialnym. Jeden z nich miał opuszczony sklep z zakurzonymi regałami, ladą sklepową i innymi meblami stojącymi dokładnie tak samo jak przeszło wiek temu. San Luis Gonzaga to bardzo spokojne miejsce, jakby opuszczone i wręcz senne. Byliśmy bardzo szczęśliwi, że udało nam się je odwiedzić.